Premiera: 27.10.2017, czas trwania: 2 godziny Scena Kameralna
Autor: | Janusz Majcherek |
Reżyseria: | Józef Opalski |
Scenografia i reżyser światła: | Paweł Dobrzycki |
Muzyka i opracowanie piosenek: | Aleksander Dębicz |
Projekcje: | Agata Roguska |
Projekcje: | Rafał Łączny |
Asystent scenografa: | Agata Roguska |
Inspicjent/ Asystent reżysera: | Katarzyna Bocianiak |
Asystent reżysera: | Anna Wachowiak |
Marlene I : | Grażyna Barszczewska |
Marlene II: | Izabella Bukowska-Chądzyńska |
Norma: | Hanna Skarga |
Dorota Bzdyla | |
|
|
Mężczyźni: | Tomasz Błasiak |
Akompaniament: | Aleksander Dębicz |
Urszula Borkowska | |
|
|
Premiera: 27.10.2017, czas trwania: 2 godziny Scena Kameralna
Scenariusz „Marleny” ukazuje epizody z życia Marleny Dietrich – legendarnej aktorki i piosenkarki niemieckiej, ikony kina i estrady, której wielka kariera rozpoczęła się w latach 30- tych XX wieku wraz z filmem Josepha von Sternberga „Błękitny anioł” według powieści Henrika Manna „Profesor Unratt”. Zagrała tam artystkę kabaretową Lolę i zaśpiewała jeden z największych swoich przebojów „Jestem po to, by kochać mnie”. Po sukcesie filmu została gwiazdą Hollywood i uosobieniem tajemniczej zmysłowości i seksu.
Scenariusz jest po części wytworem wyobraźni, ale w dużej mierze opiera się na dokumentach i świadectwach, biografiach, monografiach, listach, wywiadach, zarówno samej Dietrich, jak i jej córki, Marii Rivy, oraz partnerów i przyjaciół: m.in. Jeana Gabina, Ericha Marii Remarque`a, Kirka Douglasa, Ernesta Hemingwaya i Zbigniewa Cybulskiego, a także na wspomnieniach jej sekretarki Normy Bosquet.
Na scenie występują dwie Marleny. Pomysł podyktowało życie artystki. Na początku lat 70-tych, po upadku z estrady, Dietrich zamknęła się na kilkanaście lat w swoim paryskim mieszkaniu i odizolowała się od świata. Utrzymywała kontakty przez telefon, popadając w coraz większe uzależnienie od alkoholu i leków. Dyktowała autobiografię swojej sekretarce i opiekunce, pogrążając się w fantazjach i urojeniach. Stąd zrodził się zamysł, aby postać Marleny rozdwoić: na tę, która dramatycznie nie doświadcza starości i schyłku sławy i tę, która jest podziwiana, kochana i uwielbiana. Nie przez wszystkich: zdecydowane opowiedzenie się przeciwko Niemcom hitlerowskim, przyjęcie obywatelstwa amerykańskiego i występy dla amerykańskich żołnierzy na frontach II wojny przysporzyły jej wrogów wśród rodaków i wywołały oskarżenia o zdradę. Jej gościnne występy w rodzinnym kraju stały się powodem wielu nieprzychylnych czy wręcz skandalicznych gestów wobec aktorki.
Marlena jest więc podwójnym, a raczej wielorakim portretem wybitnej artystki, zjawiskowej kobiety i – człowieka postawionego między momentami sławy i przemijaniem.
Grażyna Barszczewska oddaje perfekcyjnie to powolne „umieranie” artystki. Te jej nieustanne makijaże, zabiegi „upiększające”, bo przecież widz nie może jej zobaczyć starej, pomarszczonej, niedołężnej, musi ją pamiętać tylko taką, jaką była dwadzieścia lat wcześniej. Jest zazdrosna i złośliwa, pyszna, uważa się za najlepszą, lepszą niż jakaś tam na przykład Greta Garbo. Udaje przed samą sobą, że ktoś jej jeszcze potrzebuje. Dzięki Barszczewskiej Dietrich jest bardzo ludzka, widz współodczuwa z artystką, rozumie dramat odchodzącej „ikony” .
Młoda Marlena w wykonaniu Izabeli Bukowskiej-Chądzyńskiej jest zmysłowa, namiętna, kochająca mężczyzn i kobiety, ale też zdecydowana w swoich wyborach. (...)
Tomasz Błasiak odtwarza w spektaklu jedenaście ról męskich. Tak mi się przynajmniej wydaje, ile dokładnie jest tych postaci, to może wie tylko sam aktor. Oto mężczyźni, którzy przewinęli się przez życie artystki: Igo Sym, polski aktor rozstrzelany w czasie wojny przez podziemie za kolaborację z hitlerowcami, reżyser Joseph von Sternberg, pisarz Erich Maria Remarque, Zbyszek Cybulski i kilku innych. Błasiak jest perfekcyjny, godna podziwu umiejętność przeistaczania się w krańcowo odmienne charakterologicznie osoby.
W roli Normy, towarzyszki i opiekunki Marleny w ostatnich latach życia wystąpiła Afrodyta Weselak, oddając bezgraniczne przywiązanie do gwiazdy, ale i krytycyzm wobec niej. Norma była „aniołem” artystki, choć nie błękitnym. W interpretacji Weselak jest z pozoru oschła, „męska”, w istocie funkcjonuje w niej także słabość i tęsknota za światem „nierzeczywistym”.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na młodego pianistę i multiinstrumentalistę Aleksandra Dębicza, który nie tylko tworzy wspaniałą oprawę muzyczną spektaklu „na żywo”, jest jednocześnie pełnoprawnym aktorem, choć nie wypowiada ani jednego słowa. Muzyk, pianista, akompaniator w różnych wcieleniach to był ktoś, kto towarzyszył Marlenie przez całe życie.
CAŁY TEKST RECENZJI: www.laboratorium.wiez.pl
Tomasz Błasiak jest w tej sztuce obsadzany w rolach wymagających zdolności kameleona. Kreowane przez niego postaci zaskakują innością a aktor powracając na scenę wnosi każdą nową rolą jakiś element świeżości. A najlepsze - wydaje się - zachowuje na koniec, gdy niezwykle przekonująco wchodzi w rolę enigmatycznego Zbyszka Cybulskiego. Ryzykowne posunięcie zminimalizowania męskiej obsady dało bardzo pozytywny efekt - aktor otrzymał możliwość pokazania całej palety swoich możliwości.
W roli starszej Marleny, reżyser Józef Opalski obsadził Grażynę Barszczewską, dając jej możliwość stworzenia doskonałej i sugestywnej kreacji. Zderzenie obu światów - wielkości i upadku - daje niezwykły efekt, podkreślony przez efektowne zwroty akcji. Zapamiętacie wspaniałą rolę Grażyny Barszczewskiej.
Ale nie tylko ją. Nawet prowadząc w całej Polsce castingi - nie znaleźlibyście lepszej odtwórczyni roli młodej Marleny od Izabelli Bukowskiej-Chądzyńskiej. Choćby dlatego, że aktorka już wcześniej występowała na najlepszych polskich scenach śpiewając utwory z repertuaru Marleny Dietrich. Kunszt wokalny Izabelli Bukowskiej, przemyślenie postaci, daleko większe niż mogłoby powstać przez kilka tygodni prób - to wszystko widać na scenie. Jej każdy ruch, każdy gest osiąga swój cel - budzi emocje. Bukowska olśniewa, hipnotyzuje i uwodzi (...).
CAŁY TEKST RECENZJI: www.kurier365.pl
Grażyna Barszczewska po raz kolejny udowadnia, że jest coraz bardziej wszechstronną aktorką. Wiem, że potrafi pięknie śpiewać, a tu jej śpiew przypominał głos osoby po rozmaitych przejściach. Znakomicie pokazała uzależnienie od leków i alkoholu, towarzyszące temu urojenia i fantazje, a wreszcie ból doznawany przez osobę, która złamała kość udową.
Z drugiej strony, niejako równolegle, pojawia się młodsza Marlena I – demon namiętności, symbol seksu, osoba dążąca do zdobywania nowych umiejętności (między innymi gry na pile), zdecydowana antynazistka. Izabella Bukowska-Chądzyńska umiejętnie pokazała różne aspekty zachowania bohaterki w czasach, gdy była w pełni sławy.
(...) Marlena spotykała w swoim życiu różnych mężczyzn. Wszystkie role zagrał Tomasz Błasiak, który szybko i znakomicie przeistaczał się w różne postacie. Młody aktor włożył dużo wysiłku, by upodabniać się do nich i do ich zachowań (...)
Jeśli ktoś nie ma czasu na studiowanie biografii Marleny Dietrich, a chce poznać istotne elementy jej życia, a jednocześnie obejrzeć dobrą grę aktorów i wysłuchać pięknych piosenek, powinien wybrać się do warszawskiego Teatru Polskiego na spektakl.
CAŁY TEKST RECENZJI: www.warszawa.pl
Grażyna Barszczewska jako schorowana Marlena porusza, zwłaszcza gdy walczy ze słabością własnego ciała, by prezentować się jak najlepiej na planie filmowym, a także w chwili, gdy prosi o pomoc w dojściu do łazienki. Wywołuje jednocześnie złość, kiedy opróżnia kolejne butelki whiskey. Izabella Bukowska-Chądzyńska wcielająca się w Marlenę z okresu jej największej aktywności artystycznej jest intrygująca, chwilami zabawnie zadziorna, czarująca, jednak przede wszystkim pewna siebie. Od aktorki emanuje duma i siła, jaką zapewne odczuwała Dietrich, gdy krytycznie wypowiadała się o otaczającym ją świecie, odpierając negatywne opinie na swój temat płynące szerokim strumieniem z Berlina.
"Marlena. Ostatni koncert" to interesujący, wart obejrzenia spektakl. Józef Opalski przeniósł na scenę autorską wizję kilku epizodów z życia słynnej aktorki spisaną przez Janusza Majcherka. Dzięki współpracy obu twórców udało się opowiedzieć historię pełną tęsknoty, smutku, złości na ludzką niesprawiedliwość, przede wszystkim jednak ukazującą temat cienkiej granicy pomiędzy byciem uwielbianym, a zapomnianym. Marlena Dietrich istnieje w pamięci starszego pokolenia widzów. Młodzi ludzie znają inne, najczęściej kontrowersyjne nazwiska. Jednak Dietrich miała w sobie coś więcej niż tylko talent do wywoływania skandali. Miała niezachwianą dumę i godność. Czy wszystkie współczesne „ikony kina” mogą się tym pochwalić?
CAŁY TEKST RECENZJI: www.cwaniarapisze.pl
Największą wartością przedstawienia (...) jest dla mnie opowieść o dramatycznym rozdarciu między miłością do ojczyzny, a nienawiścią do tych którzy nią rządzą. Jak to pogodzić? Czy można pozostać prawdziwą Niemką mimo wszystko, zachowując prawo wolnego wyboru przekonań. Jaka jest granica lojalności w takich wypadkach i czy w ogóle istnieje jakakolwiek? Przecież miłość do swojego kraju można nosić głęboko w sobie, a władze to sprawa przemijających koniunktur politycznych. W 2001 roku, w 100. rocznicę urodzin artystki burmistrz Berlina przeprosił ją za to, że Niemcy nie docenili jej twórczości za życia.
Jest jeszcze druga warstwa przedstawienia, niezwykle interesująca: to – jak pisze Majcherek – „szkic do portretu zjawiskowej artystki i kobiety postawionej między nieśmiertelnością sławy i ludzkim przemijaniem". Ostatnie 20 lat życia Marlena spędziła w swoim paryskim mieszkaniu, tylko w towarzystwie sekretarki, tonąc w alkoholu, oparach papierosowego dymu, nadużywając leków, rozdarta między własną starczą niemożnością, a tym, co pozostało we wspomnieniach (coraz bardziej urojonych). Ten głęboko ludzki dramat nie jest łatwy do zagrania i tylko Grażyna Barszczewska mogła takiemu wyzwaniu sprostać.
CAŁY TEKST RECENZJI: www.dziennikteatralny.pl
To opowieść o kobiecie – aktorce ze wszystkimi jej zaletami i wadami, a
także o jej namiętnościach i niewyobrażalnej samotności. Grażyna Barszczewska
gra Marlenę u kresu jej życia przejmująco, prawdziwie, słowem wybitnie.
Odziera ją z mitu i własnej legendy ukazując całą jej słabość. Sama
Marlena nigdy by tego nie zrobiła. Barszczewska nie miała oporów przed
ucharakteryzowaniem się na starą, oszpeconą nałogami kobietę, czym
zintensyfikowała weryzm kreowanej bohaterki. Jej Dietrich autentycznie
wzrusza. Urzeka też pięknem, którym epatuje w finale. Zachwyca. Dla
Izabelli Bukowskiej – Chądzyńskiej nie lada wyzwaniem było z pewnością
zagrać u boku wielkiej damy polskiej sceny. W dodatku wspólną postać.
Młoda aktorka świetnie odnalazła się na scenie w roli Marleny u szczytu
sławy. Pięknie zarówno wizualnie, jak i warsztatowo wykreowała swoją
rolę nawiązując z publicznością intymną relację, zupełnie jakby przez
dwie godziny spektaklu naprawdę była Marleną Dietrich. (...) Znakomitym partnerem pań, wcielającym się w rozliczne męskie
role okazał się Tomasz Błasiak. Kulminację swoich
możliwości pokazał kreując chwilami wręcz iluzorycznie postać Zbigniewa
Cybulskiego. Wielkie brawa! Aktorom pięknie i z klasą akompaniował
pianista Aleksander Dębicz.
CAŁY TEKST RECENZJI: www.nascenie.info